Edi53

podróże i wspomnienia    



Łemkowie w Beskidzie Niskim,
czyli moje wędrówki po Łemkowszczyźnie

 
Po raz pierwszy o różnych grupach etnicznych zamieszkujących Beskid Niski i Bieszczady usłyszałem podczas zwiedzania Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku - jeszcze w latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku, gdzie zobaczyłem ich domy /chyże/; ich stroje; narzędzia; cerkwie, w których się modlili; sprzęty gospodarskie zachowane dla potomnych.
W tamtych latach nie mówiło się prawie NIC o tym, że Łemkowie, Bojkowie, Dolinianie - wciąż istnieją, żyją, po prostu są - choć ich historia jest nieznana - dopiero w ostatnich latach można było o nich dowiedzieć się coś więcej.
Chociaż mieszkałem zaledwie kilkanaście kilometrów od ich ziemi /dawnej Ojczyzny/, na której żyli, a którą wielu musiało opuścić lub nie mogli przyznawać się do swojego rodowodu /by tutaj pozostać/, zdziwiłem się, kiedy w wojsku wzięli mnie za Łemka, gdy powiedziałem, że pochodzę z Ziemi Gorlickiej /i nazwisko też jakby ich/.
Dziś wiem o Łemkach wiele, dużo czytam.
Postanowiłem pojechać, by zobaczyć ich strony, domy, w których żyli, kochali, mieszkali, gospodarowali.

Pisząc poprzednio krótki tekst o Łemkach "Śladami Łemków", nie przyszło mi nawet na myśl, że ktoś napisze do mnie w związku z nim - szukając śladów swojej rodziny /dziadków/ i to z samego USA.
Wędrując z Jamnicy do Florynki żółtym szlakiem, dowiedziałem się, że FLORYNKA była kiedyś nawet REPUBLIKĄ ŁEMKOWSKĄ. Na Magurze Wąstowskiej /BARTNE/ zobaczyłem ich domy /chyże/, zapuszczone, zarośnięte i zniszczone krzyże przydrożne, cmentarze w fatalnym stanie.

Może kilka słów o Łemkach.


Łemkowie zamieszkiwali cały Beskid Niski /od Krynicy, Grybowa aż do Bieszczad/ w pasie o szerokości 30 kilometrów i długości 100 km jeszcze przez okres drugiej wojny światowej.
Dopiero dzieje powojenne /walki UPA, WIN, NSZ/ i akcja "WISŁA" sprawiły ich exodus, wysiedlenie z rodzinnych stron /Do ZSRR, na Ukrainę i Ziemie Zachodnie /mieszkało ich na Łemkowczyźnie około 100 tysięcy/.
Polacy i Żydzi byli w mniejszości, chociaż dziś Polakom ciężko się do tego przyznać /gdzie ich rodzice czy dziadkowie żyli, że zajęli ich domy /łemkowskie/ i gospodarstwa/, a cerkwie zamienili na kościoły/.
Mając możliwość powrotu na ojczyste tereny część wróciła po 1956 roku - niektórzy dopiero w wolnej Polsce mogli tego dokonać, wracając na ziemie swoich przodków.
Niestety napotkali opór tutejszej ludności - nawet chcąc dodać nazwę wsi w swoim języku /dwujęzyczne tablice/ tylko w Bielance się to udało.
Polacy im to udaremnili /mimo decyzji władz/.
Łemkowie nazywali siebie Rusnakami - jedni uważają ich za osobny naród pochodzenia wołoskiego - inni za część narodu ukraińskiego.
Mieli wiele trudności, gdy musieli zadeklarować, że są prawosławnymi /a nie jak większość ich - grekokatolikami/, gdy władze tego wymagały.
W większości zajmowali się rolnictwem, wyrabiali też /ręcznie/ gonty na dach, byli kamieniarzami, cieślami, w Łosiu – Maziarzami


*

Chociaż pogoda tego roku nie sprzyjała wyprawom /kilka razy wracałem do domu ze względu na deszcze /w końcu wybrałem trasę: Ujście Gorlickie - Magura Małastowska /mało znany żółty szlak/, by poznać nieznane, zapomniane tereny dawnej Łemkowszczyzny.
Nie ma połączeń w kierunku na Konieczną, więc muszę jechać do Ujścia Gorlickiego /zwanego Ruskim lub Wołoskim/, przeciwnie niż pierwotnie zamierzałem.
Już pierwsze wrażenie jest pozytywne - jest to, czego szukam, zabytkowy cmentarz /błądzę między grobami, krzyżami, nagrobkami łemkowskich mieszkańców tej bogatej kiedyś wsi/.
Odwiedzam cerkiew pw. Św. Parakshawy /z 1786 r./ - obok stoi kościół katolicki /murowany/.








Na rondzie drogi powiatowej - pomnik Łemków poległych w czasie drugiej wojny światowej, służących w oddziałach polskich i Armii Czerwonej z terenów Łemkowszczyzny.








Jest jesienny dzień, ze wzgórz nad lasami unoszą się kłęby mgły.
Czy pogoda dopisze? Będzie padał deszcz? Kto to wie?  A więc w drogę...







Idę drogą koło rzeki przepływającej obok. Wszystko to w barwnej jesiennej scenerii... Po chwili skręcam w prawo.
Zauważam niewielki kościółek katolicki w Odernie /z 1898 r./.








Niestety zaczyna padać drobny /jak na razie/ deszcz - trzeba włożyć płaszcz przeciwdeszczowy - szkoda znów wracać z niczym.
Nie skręcam na Wierchu zgodnie ze szlakiem, idę dalej drogą do Nowicy.
Choć krajobraz zamglony - robi na mnie wrażenie, jakby inny świat - pasące się bydło, w oddali dostrzegam kopuły cerkwi, las, pola.








Jeszcze tylko 1,5 kilometra i jestem w NOWICY. Chcę zobaczyć cerkiew pw. Św. PARAKSEWY z 1843 r. - chociaż wszystko w tej wsi jest zabytkiem. Wokół cerkwi trudno znaleźć dogodne miejsce zrobienia jej zdjęć /parów, drzewa itp. przeszkadzają/. Uwagę moją zwraca malowniczy domek na lewo od cerkwi.  Obok niego leżą poprzewracane, połamane krzyże, pomniki, ich części.
Kartka /najwymowniejszy przekaz/ mówi mi o Fundacji "MAGURYCZ" i "NADSANIA", która to fundacja społecznie zajmuje się remontem pomników, krzyży na cmentarzach południowo-wschodniej Polski i Ukrainy. Biorę dostępny biuletyn, by dowiedzieć się o niej więcej.
 







Nikogo jednak nie spotykam wokół, by wpłacić te symboliczne 10 zł /o które proszą - by kupić ich cegiełkę/ na ich dalsze prace remontowe/.
Czas nagli, pada deszcz, jest zimno /a jeszcze kawał drogi przede mną/ - a  więc ruszam dalej - by przynajmniej dotrzeć do schroniska na Magurze.
A przecież tak wiele tutaj jest do zobaczenia, podziwiania - dawne domy łemkowskie /w różnym stanie/, dawny budynek biblioteki
/w ruinie/, krzyże przydrożne /jakże wymowne - każdy chciałoby się utrwalić na fotografii/.
 










Pomnik k. Domu Kultury łemkowskiego poety Bogdana Ihora ANTONYCZA /1909-1937/.









Zaczyna mi bić mocniej serce, gdy po zauważeniu tabliczki, idę do cudownego źródełka - obok niewielkiej cerkiewki grecko-katolickiej pw Zaśnięcia MB z 1889 r.
                                                








Po raz pierwszy w życiu jestem na miejscu, gdzie wierni innego obrządku doznają uzdrawiającej mocy tej oto wody tu wypływającej z ziemi. WIERZĄ w jej cudowną, uzdrawiająca moc.

 
Obmywam twarz, chcę "nasycić" się mocą i siłą uzdrawiającą tej wody stąd wypływającej.

Ruszam w dalszą drogę - PRZYSŁUP - opuszczone, zaniedbane, zarośnięte chwastami cmentarze - stare domostwa.
W oddali dostrzegam cerkiew. Jak do niej dojść?
Cmentarz, gdzie obok siebie leżą ludzie różnych wyznań i narodowości /POLACY, ŁEMKOWIE i inni/, gdzie  różniło ich wszystko - religia, obyczaje, ubiory, kultura - dziś spoczywają obok siebie - w jednakowo zaniedbanych, zarośniętych grobach. Żeby tak zgodnie chcieli żyć "żywi" mieszkańcy tej wsi i wzięli sobie to do serca.
Nie byłoby tutaj tyle nieporozumień.


CERKIEW pw. Michała Anioła /z 1736 r./ najstarsza na trasie dzisiejszej wycieczki.

















Jeszcze tylko kilka zdjęć okolicy. Ciągle pada deszcz - odklejają się podeszwy butów /przewiązuję je sznurowadłami, by całkiem się nie rozleciały/. Idę obok gospodarstwa agroturystycznego /konie/ i w końcu docieram do schroniska na Magurze Małastowskiej. 


Dobrze, że szedłem drogą asfaltową czy żwirowaną /leśnymi nie dałoby się przejść - tak są mokre i pełne błota/. Chwila wytchnienia, odpoczynku - trzeba coś zjeść i napić się czegoś ciepłego. Po posiłku stwierdzam, że dalsza wędrówka nie ma obecnie sensu. Pracownik schroniska mówi mi, że nie ma żadnych połączeń do Gorlic /wszystkie zlikwidowano - radzi iść do wsi MAGURA, skąd jeżdżą busy.
Udaję się na PRZEŁĘCZ MAGURSKĄ, gdzie jest słynny cmentarz wojenny nr 60 z niecodzienną kaplicą.
Może coś się zatrzyma - jakaś "okazja"??? Mam szczęście - Już drugi samochód się zatrzymuje.
Życzliwy kierowca zabiera mnie nie tylko do Gorlic, lecz jeszcze dalej do rodzinnej mojej miejscowości, gdzie mieszka mój brat /z moją mamą/. DZIĘKI, że są jeszcze tak życzliwi ludzie. Jestem mu niezmiernie wdzięczny /bo przecież wciąż do tego padało/. Znając tutejsze realia, ludzi, obyczaje, dzieje - opowiadam o sobie - zaczyna się bardzo przyjemna i ciekawa rozmowa, która obu nas wciąga. Kierowca jest ciekaw tutejszych spraw - wydarzeń. Niestety czas się pożegnać i rozstać. Kawałeczek drogi i już dom brata - gdzie mogę się ogrzać, posilić, wysuszyć, naprawić buty. Na pewno wrócę znów na łemkowczyznę, by lepiej poznać jej dzieje, ludzi tu mieszkających. TAM - gdzie Łemków kiedyś była ojczysta ziemia, gdzie leżą na cmentarzach ich przodkowie...  Może gdybyśmy lepiej ich poznali, lepiej by nam się żyło - w zgodzie i pokoju - czego sobie i WAM życzę.


Zapraszam do odwiedzenia mojej galerii zdjęć:
http://www.fototrip.pl/galeria,2253.html

 




This template downloaded form free website templates