Edi53

podróże i wspomnienia    


Spotkanie po latach
WADOWICE - LANCKORONA – OSADA - SKAWINA

 

Chociaż marzyłem od czasu do czasu, by spotkać się znów z niektórymi znajomymi z dawnych lat to nie spodziewałem się, że to jednak nastąpi. Aż do teraz... Dzięki portalowi internetowemu „nasza klasa” odszukał mnie kolega ze szkolnej ławy, z którym kontakt straciłem... 29 lat temu. To szmat czasu.

Chociaż różniliśmy się wiekiem, charakterem i zamiłowaniami, to jednak połączyła nas wspólna nie tylko ławka, ale też wspólnie spędzone godziny nauki, opracowania różnych wykresów, prac. Byliśmy jak najlepsi przyjaciele, wciąż razem.
Po raz ostatni spotkaliśmy się w 1979 r. Ja wyjechałem z Krakowa ze względu na mój ożenek z moją obecną żoną.

Zdziwiony zauważyłem „zaproszenie do znajomych” na naszej klasie od Jerzego.     Odpowiedź mogła być tylko jedna – na tak. I co jeszcze? Jerzy zaprosił mnie, by go odwiedzić w jego wiejskim domku, gdzie panuje spokój, cisza, a wokół rzeka, ryby i grzyby... Wahałem się bardzo – różnie to bywa po tylu latach ze znajomościami, czasami urywają się bez widocznej przyczyny.
Wreszcie się zdecydowałem, jadę!

Jest upalny sierpniowy dzień roku 2008 /Kraków – Płaszów dworzec PKP/.
Na dworcu PKP około 800 włoskich pielgrzymów z pociągu przesiada się do autobusów, udając się do Częstochowy. Czekam. Nawiązuję rozmowę z małżeństwem z Czech, mówimy o zmianach po wejściu do Unii naszych państw.
Następuje awaria pociągu (podmiana). Jadę. Obserwuję krajobraz, zmieniający się jak w kalejdoskopie.
Konduktor mówi – że już – następny przystanek to jest to.

Wysiadam w P. -jestem sam / przystanek bez dworca, niedawno utworzony/.
W sklepiku dowiaduję się, że już tu – 100 metrów za krzyżem przydrożnym mieszka mój dawny znajomy.
Z daleka dostrzegam kolegę, oczekującego na mnie /nie był na dworcu, gdyż myślał, że przyjadę następnym pociągiem/.
Wzruszony, pełen obaw, z nogami ciężkimi jak z ołowiu idę - zbliżamy się do siebie.
Witamy się, ściskamy. Zaprasza mnie do swego domu.
Tak doszło do naszego spotkania po 29 latach....

Gawędzimy, powoli nawiązujemy rozmowę. Mam donośny głos, jestem niecierpliwy, jak on to odbierze, nie będzie zły na mnie?

Wieczorem robimy sobie mały spacer do górującego nad okolicą kościoła w Lenczach /obok szkoła/.

Nocleg mam w pokoju, w którym zazwyczaj mieszka studiująca córka gospodarza.
Zaprzyjaźniam się z psem i kotem Jerzego. Pies bokser naprawdę wygląda i jest groźny.
Tak minął pierwszy dzień naszego spotkania.

 

Chcę przy okazji poznać najbliższą okolicę. Mimo zapewnień kolegi, że chętnie mnie odwiezie, chcę sam udać się do WADOWIC - miejsca urodzin Karola Wojtyły /polskiego papieża/.

Żona kolegi szykuje mi na drogę kanapki, jajka, Jerzy odwozi mnie do Lencz – dalej pojadę busem.

Z okien busa dostrzegam pełno domostw robiących buty czy sprzedających artykuły do ich wyrobu /produkcji/.

 

WADOWICE — Rynek – pierwsze, co rzuca mi się w oczy, to widok fontanny na rynku /jest piękna/.

Po chwili zauważam Bazylikę, w której ochrzczono i modlił się przyszły papież - Karol Wojtyła.

 





Jest piękna, wszędzie czysto, zarówno na zewnątrz jak i wewnątrz. Modlę się, zwracam uwagę na drewniany posąg papieża w nawie głównej, chrzcielnicę, relikwie ojca Pio, przy kaplicy Matki Bożej liczne wota.
Razi mnie tylko stoisko z książkami i pamiątkami wewnątrz kościoła w nawie bocznej. Trochę ten brzęk monet nie przystoi, nie na miejscu...

Zwiedzam dom rodzinny Papieża, miejsce, gdzie się wychował. Oglądam kołyskę, w której spał, gdy był mały, oryginalny piec kaflowy i inne pamiątki: narty, szaty liturgiczne...

 



Wychodzę - trzeba koniecznie spróbować kremówki papieskiej /2,5 zł/-może być.



Gimnazjum do którego uczęszczał, klasztor Kamedułów Bosych.

Chcę wybrać się trasą, którą chodził w dzieciństwie młody Karol.
Niebieski szlak prowadzi na Leskowiec, ja jednak skręcam żółtym na Inwałd. Idę przez Łysą Górę, Bliźniaki, Ostry Wierch. Czytałem wcześniej o tym.
Męczę się, pot zalewa oczy, spływa z czoła, brak wody daje we znaki... Każda kropla wydaje się być na wagę złota. Duszno.



Inwałd - chcąc zdążyć na bus do Lencz, rezygnuję z wyprawy do parku Miniatur — szkoda /kiedyś może będzie mi dane i ten park zwiedzić?/

Wracam pociągiem do Wadowic. Idę ulicami miasta. Znów rynek, tym razem odwiedzam Muzeum /wystawa — Wadowice w latach młodości papieża, lata dwudzieste, trzydzieste/. Można wszystko dotknąć, fotografować.

Obok kościoła /Bazyliki/ znajduje się pomnik papieża, spod którego laski spływa woda. Turyści na jego tle robią zdjęcia, nabierają wodę do naczyń, obmywają twarz. Wokół pełno kwiatów.

Ja wracam na dworzec Busów — czas na powrót.
Prowadzimy długie nocne rozmowy z kolegą – jego żona jest w pracy...

Trzeci dzień pobytu rozpoczął się od dłuższej rozmowy z żoną Jerzego.
Po obiedzie idzie ona do pracy, zaś do nas dołącza ich córka.
Jedziemy samochodem do LANCKORONY. Oglądamy zabytkowy rynek, robimy wspólne zdjęcie i już jest czas na zamek Mikołaja Zebrzydowskiego /a raczej jego ruiny/.

 

 









W drodze na zamek mijamy kościół, powoli nawiązuję rozmowę z córką kolegi, mówi ona o obrazie na kościele. To przecież krzyż z cisowego drzewa, na którym chciała powiesić się służąca starosty upuściwszy dziecko, którym się opiekowała. Jednak nic się nie stało - dziecko upadło na krzaki.





To nie koniec wyprawy na dzisiaj. Jedziemy do Woli Radziszewskiej, gdzie studenci archeologii UJ chcą odtworzyć osadę sprzed 5tys. lat /epoki brązu/.

I żyć w niej, wykonywać wszelkie prace metodami /narzędziami/ tamtych lat. Niezbyt nam to się uśmiechało. Może im to się uda – są to przecież pasjonaci.

 





Wracamy do domu, robimy krótki spacer nad rzekę, wspominamy dawne lata i te, które minęły, gdy każdy z nas wybrał swoją drogę życiową.

Kolegi Jerzego na pewno trudniejszą, gdyż strajki, rozruchy, które były w Nowej Hucie na porządku dziennym, mocno dały mu w kość. Swoje plany życiowe /studia, mieszkanie/ wielokrotnie musiał zmieniać.


Nadchodzi dzień, kiedy wypada już nie naprzykrzać się gospodarzowi i jego rodzinie. Do południa rozmawiamy, ja chcę wpaść na krótką chwilę do Skawiny. Tam też spędziłem pewien okres mego życia.

Z kierowcą busa prowadzimy rozmowę prawie zawodową - przetwory spożywcze.

 

SKAWINA. Wysiadam na dworcu PKP. To tutaj przed laty kiedyś po raz pierwszy Ją spotkałem. Siedziała na ławce po prawej stronie /miała wtedy 15 lat, a ja 18/.

Oglądam rynek i ratusz. Nie byłem tutaj z 10 lat. Jak zawsze odwiedzam cmentarz rodziny B. Wtedy był tylko grób jej ojca. Nie znałem go osobiście, jednak byłem bezpośrednim świadkiem, obserwatorem tego, co się dzieje, gdy umiera ojciec rodziny, jedyny jej żywiciel. Nie rozumiałem wtedy dobrze tego, co się dzieje. Tamtych wahań, rozterek. Nie byłem w stanie podjąć słusznej /dobrej/ decyzji. Może nie wiedziałem wtedy, co naprawdę jest ważne.

Po latach dopiero lepiej to rozumiałem. Zmiana planów życiowych /Tragiczne/, jak postąpić, by dzieci miały co jeść, za co się uczyć???

Ja jednak zrozumiałem to za późno – zamiast wrócić, starać się jakoś powstałą sytuację wyjaśnić, tylko odesłałem pożyczony sweter z Bielska-Białej zamiast osobiście go odwieźć. A i potem mogło to się inaczej potoczyć. Ale to dawne dzieje.

Dziś przy boku męża spoczywa jego żona, z którą wiele rozmawiałem. Chciałbym, by nie miała mi za złe tamtych zdarzeń. Zapalam znicz, modlę się w ich intencji, za ich dusze. Czy kiedyś będzie dane mi znów tu wrócić?

 



Kościół pw. Miłosierdzia Bożego — jest duży, od dawna chciałem go zobaczyć od wewnątrz.



Niebieskim szlakiem udaję się do granic miasta /Skawiny/. Jest duszno, parno, a dalej nieciekawie. Wracam bez celu, spokojnie, wreszcie dostrzegam ten piękny park, który widziałem przed laty. Jest przepiękny. Spaceruję, robię zdjęcia.

Zdjęcia parku są zaprzeczeniem tego, że w Skawinie nie ma nic ciekawego - przecież to jest TO — Park, Skawinka.

 







Dla mnie Skawina to nie tylko miasto, to też ludzie, z którymi dane było mi się zetknąć.
Wracam do domu po tylu, myślę że dobrze przeżytych, dniach.
Jestem szczęśliwy, cieszę się spotkaniem, pogodą, która była, spotkanymi ludźmi.

Włączam internet — dziękuję Jerzemu, jego żonie, córce za poświęcenie mi czasu, miłe przyjęcie, kłopot.

Dzisiaj mi odpisał... Może i mnie odwiedzi, będzie rewizyta... Daj Boże.

 




This template downloaded form free website templates