Edi53

podróże i wspomnienia    


Pieniny

Trzy Korony, Góra Zamkowa, Sokolica

Od dawna słyszę "Napisz coś o Pieninach". Przecież tam byłeś, my też.

*

Jakoś tak schodzi, nie mogę do tego się zabrać. Gromadzę zapiski, szukam wspomnień, zdjęć itp. Przede mną leży stara pożółkła fotografia z zakładowej wycieczki w Pieniny. Na niej na tratwie z góralami nasza grupa. Jak dawno to było? Nie było jeszcze jeziora Czorsztyńskiego /Spływ był dłuższy o kilka kilometrów/. Pamiętam jak przez sen Muzeum Zegarów w Zamku w Niedzicy /owe zegary potem były zmorą w mych snach, gdy myślałem o tych stronach/

Było jeszcze wejście na Sokolicę i stamtąd widok na przełom Dunajca. Do dziś jeszcze z grozą wspominam chwilę, gdy ze względu na nadchodzącą burzę ponad godzinę siedziałem na krzesełku wyciągu nad stadem bydła, gdyż wyciąg wyłączono. Zgroza.

Moje córki chcą pojechać w Pieniny, namówić mnie do wyjazdu. Ja też może wspomnę, co się zmieniło.

Pieniński Park Narodowy, obok Ojcowskiego należy do najmniejszych w Polsce /i najpiękniejszych/. W każdej książce z geografii coś jest o nim: spływ Dunajcem, Trzy Korony, Sokolica itp. Parę ciekawostek z tego rejonu, niezwykły świat owadów przedstawia Wł. Strojny w książce: „Spotkania z owadami”. Niezwykła książka.

*

Starsza córka Monika z koleżankami wybrała się w Pieniny. Zwiedziły wąwóz Homole, jadły lody przy Czerwonym Klasztorze na Słowacji, były w Szczawnicy na szczycie górującym nad miastem „Paleśnicy”.











Ale czuje niedosyt, chce przejść całe pasmo Pienin. Mijają dni, tygodnie, w końcu decyduję się pojechać wraz z nią.  Bierze parę dni urlopu i...

WYJEŻDŻAMY

Dojeżdżamy do Krościenka. Zatrzymujemy się na Rynku, porządkujemy plecaki, „prostujemy” kości, przeciągamy. Wypatrujemy znaków szlaków wiodących w główny pas Pienin.

Spostrzegając je konfrontujemy z mapą. Czeka nas spory wysiłek, zapowiada się wielogodzinny wyczerpujący marsz przez góry. Nie da się tam pójść z pustym żołądkiem - właśnie jest pora obiadowa, trzeba coś zjeść.

Restauracja /w sali wypchany niedźwiedź, dziki /nawet tanio//.

WYCHODZIMY po obiedzie. I co nas spotyka???

Pada i to bardzo. Co robić?? Szaleństwem byłoby w takim razie wybierać się gdziekolwiek.

Trzeba przeczekać, jedziemy do Szczawnicy załatwić na razie nocleg. Nie jest to łatwe, w końcu jakoś nam się udaje, ciągle pada. Wciąż czekamy na ustanie deszczu. Coś trzeba w końcu robić, nuda nas zabije. Telewizja, książka. Wieczorem pada nieco mniej, deszcz ustaje, mamy nadzieję, że na dłużej.

Korzystając z tego wybieramy się w kierunku granicy, na Słowację, by stamtąd zobaczyć szczyty Pienin. Pod nogami szeleszczą kolorowe jesienne liście, jest chłodno,



Dunajcem płyną tratwy z turystami, pontonami wędrowcy, jacyś kajakarze mocują się z rwącą rzeką.



Idziemy w kierunku Czerwonego Klasztoru.

Naszą wędrówkę zakłóca drobny deszcz, ale to nic takiego.



Skręcamy w połowie drogi, by zielonym szlakiem dojść do Leśnicy.

Deszcz jednak się nasila, pada już dość mocno, coraz mniej można zobaczyć. Do kwatery daleko, może niepotrzebnie nierozważnie się wybraliśmy w trasę w taki czas. Trudno, rozmyślanie nic nie da, trzeba wziąć się w „garść”.

Przestajemy w mgle, deszczu zauważać korzenie drzew, pniaki, rowami zaczyna płynąć rwąca woda. Do słowackiej Leśnicy, nie mówiąc o Szczawnicy ładne parę kilometrów — kawał drogi. Po kilku godzinach na drodze we mgle pojawiają się jakieś postacie, kto to może być, czy nam pomoże? Chcemy je dogonić, by razem było jakoś raźniej - oddalają się, przyspieszają, gdy chcemy je dogonić.

Może to tylko nasze przywidzenie?? Wszystko w tych warunkach możliwe.

Leśnica - oddychamy z ulgą, widzimy domy, można tutaj się zatrzymać na nocleg, jest już późno.

Postacie nas poprzedzające okazują się przemiłym małżeństwem, tak samo uciekającym przed deszczem i marzącym o ciepłym kącie, kubku gorącej herbaty czy kawy.

Wraz z nimi wróciliśmy do Szczawnicy, mokrzy, zmęczeni, a jednak szczęśliwi, że nam się udało.



Jednak wciąż pada — pada — pada całą noc, rano.

Co robić? Ślisko, góry niebezpieczne, wszędzie błoto, zdradliwe śliskie liście, rwące potoki. Nieciekawie. Postanawiamy wrócić do domu.

Jeszcze krótka wędrówka przez miasto w kierunku Przehyby —jeszcze raz narada — jednak wracamy.

***

Mija rok od tej chwili, wciąż Pieniny są naszym wyzwaniem, czekają na nas. Chce do nas dołączyć Marcin, żona.

Wybieramy jedną z niedziel. Czy Marcin napewno przyjedzie??? Zdąży? Przecież rano wyjeżdżamy, by mieć trochę zapasu na wędrówkę, nie wiemy, co znów może się wydarzyć? A co z pogodą? Kto to wie?

Przed Krościenkiem mgła nad lasem, niedobrze, nie będzie można podziwiać pięknych widoków.

Wyruszamy z Krościenka pod górę żółtym szlakiem w kierunku Trzech Koron /981,9 npm/.



Na trasie góralka chce nas wzmocnić zsiadłym mlekiem, maślanką, oscypkiem. My czujemy się jednak na siłach.

Zapowiada się piękny, słoneczny dzień, przezroczystość powietrza wyśmienita.





Docieramy do ogrodzonego placu, nie tak wyobrażaliśmy sobie ten szczyt. Nie jest też szczytem wzgórek za płotem, uwaga strażnika i z prawej strony wspinamy się na stalową konstrukcję.



Cudowny widok z platformy widokowej, wprost zapiera dech w piersiach.





Widać zamki w Czorsztynie, Niedzicy, Kładkę na Dunajcu, Czerwony Klasztor, pasące się owce itp. Spotykamy też turystę, z którym nawiązaliśmy rozmowę. Jego żona za tydzień spodziewa się dziecka, przyszedł sam, została na dole, nie mogła z nim przyjść. Nie możemy nacieszyć się wspaniałym widokiem, interesującą rozmową z nieznajomym, którego do dziś mile wspominamy. Po ponad godzinie wracamy na plac.

Kierunek — Góra Zamkowa.

To tutaj królowa Kinga wielokrotnie z 33 zakonnicami z Starosądeckiego klasztoru uciekała przed Tatarami, by tutaj się ukryć.



Niewiele zostało dzisiaj z zamku, same ruiny.

Droga przez las zaczyna być po paru kilometrach coraz bardziej trudna, uciążliwa.



Kilkakrotnie przez szczeliny drzew dostrzegamy płynący dołem Dunajec, zalesione wzgórza.





Szczyt Sokolicy /747npm/ z samotną, rahistyczną sosną zna każdy ze szkoły, telewizji, pojawia się zawsze, gdy mowa o Pieninach.



Przed nami barierka, grupa młodych zakonnic wytrwale dąży na szczyt.



Cudowny widok na przełom Dunajca, przepływające tratwy, pontony widać stąd jak pudełka zapałek.





Pogoda cudowna, wieje niewielki wiatr, chłodzi. Nie możemy nacieszyć się widokiem.



Schodzimy powoli,



czekamy jeszcze na przewóz tratwą przez Dunajec.





Powoli docieramy do Szczawnicy szczęśliwi, że za jednym razem udało się pokonać całą trasę Pienin, pogoda nie zawiodła, nie mamy zbyt obolałych czy poranionych nóg.

Czas na posiłek, uśmiechnięci spacerujemy jeszcze po Szczawnicy.

Czas jednak wracać do domu.

 




This template downloaded form free website templates