Łemkowie
w Beskidzie Niskim,
czyli moje wędrówki po Łemkowszczyźnie
Po raz pierwszy o różnych grupach etnicznych zamieszkujących
Beskid Niski i
Bieszczady usłyszałem podczas zwiedzania Muzeum Budownictwa Ludowego w
Sanoku -
jeszcze w latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku, gdzie zobaczyłem
ich
domy /chyże/; ich stroje; narzędzia; cerkwie, w których się
modlili; sprzęty
gospodarskie zachowane dla potomnych.
W tamtych latach nie mówiło się prawie NIC o tym, że
Łemkowie, Bojkowie,
Dolinianie - wciąż istnieją, żyją, po prostu są - choć ich historia
jest
nieznana - dopiero w ostatnich latach można było o nich dowiedzieć się
coś
więcej.
Chociaż mieszkałem zaledwie kilkanaście kilometrów od ich
ziemi /dawnej
Ojczyzny/, na której żyli, a którą wielu musiało
opuścić lub nie mogli
przyznawać się do swojego rodowodu /by tutaj pozostać/, zdziwiłem się,
kiedy w
wojsku wzięli mnie za Łemka, gdy powiedziałem, że pochodzę z Ziemi
Gorlickiej
/i nazwisko też jakby ich/.
Dziś wiem o Łemkach wiele, dużo czytam.
Postanowiłem pojechać, by zobaczyć ich strony, domy, w
których żyli, kochali,
mieszkali, gospodarowali.
Pisząc poprzednio krótki tekst o Łemkach "Śladami
Łemków", nie
przyszło mi nawet na myśl, że ktoś napisze do mnie w związku z nim -
szukając
śladów swojej rodziny /dziadków/ i to z samego
USA.
Wędrując z Jamnicy do Florynki żółtym szlakiem, dowiedziałem
się, że FLORYNKA
była kiedyś nawet REPUBLIKĄ ŁEMKOWSKĄ. Na Magurze Wąstowskiej /BARTNE/
zobaczyłem ich domy /chyże/, zapuszczone, zarośnięte i
zniszczone krzyże
przydrożne, cmentarze w fatalnym stanie.
Może kilka słów o Łemkach.
Łemkowie zamieszkiwali cały Beskid Niski /od Krynicy, Grybowa aż do
Bieszczad/
w pasie o szerokości 30 kilometrów i długości 100 km jeszcze
przez okres
drugiej wojny światowej.
Dopiero dzieje powojenne /walki UPA, WIN, NSZ/ i akcja "WISŁA"
sprawiły ich exodus, wysiedlenie z rodzinnych stron /Do ZSRR, na
Ukrainę i
Ziemie Zachodnie /mieszkało ich na Łemkowczyźnie około 100 tysięcy/.
Polacy i Żydzi byli w mniejszości, chociaż dziś Polakom ciężko się do
tego
przyznać /gdzie ich rodzice czy dziadkowie żyli, że zajęli ich
domy
/łemkowskie/ i gospodarstwa/, a cerkwie zamienili na kościoły/.
Mając możliwość powrotu na ojczyste tereny część wróciła po
1956 roku -
niektórzy dopiero w wolnej Polsce mogli tego dokonać,
wracając na ziemie swoich
przodków.
Niestety napotkali opór tutejszej ludności - nawet chcąc
dodać nazwę wsi w
swoim języku /dwujęzyczne tablice/ tylko w Bielance się to udało.
Polacy im to udaremnili /mimo decyzji władz/.
Łemkowie nazywali siebie Rusnakami - jedni uważają ich za osobny
naród
pochodzenia wołoskiego - inni za część narodu ukraińskiego.
Mieli wiele trudności, gdy musieli zadeklarować, że są prawosławnymi /a
nie jak
większość ich - grekokatolikami/, gdy władze tego wymagały.
W większości zajmowali się rolnictwem, wyrabiali też /ręcznie/ gonty na
dach,
byli kamieniarzami, cieślami, w Łosiu – Maziarzami
*
Chociaż pogoda tego roku nie sprzyjała wyprawom /kilka razy wracałem do
domu ze
względu na deszcze /w końcu wybrałem trasę: Ujście Gorlickie - Magura
Małastowska /mało znany żółty szlak/, by poznać nieznane,
zapomniane tereny
dawnej Łemkowszczyzny.
Nie ma połączeń w kierunku na Konieczną, więc muszę jechać do Ujścia
Gorlickiego /zwanego Ruskim lub Wołoskim/, przeciwnie niż pierwotnie
zamierzałem.
Już pierwsze wrażenie jest pozytywne - jest to, czego szukam, zabytkowy
cmentarz /błądzę między grobami, krzyżami, nagrobkami łemkowskich
mieszkańców
tej bogatej kiedyś wsi/.
Odwiedzam cerkiew pw. Św. Parakshawy /z 1786 r./ - obok stoi
kościół katolicki
/murowany/.
Na rondzie drogi powiatowej - pomnik Łemków poległych w
czasie drugiej wojny
światowej, służących w oddziałach polskich i Armii Czerwonej z
terenów
Łemkowszczyzny.
Jest jesienny dzień, ze wzgórz nad lasami unoszą się kłęby
mgły.
Czy pogoda dopisze? Będzie padał deszcz? Kto to wie? A więc w
drogę...
Idę drogą koło rzeki przepływającej obok. Wszystko to w barwnej
jesiennej scenerii...
Po chwili skręcam w prawo.
Zauważam niewielki kościółek katolicki w Odernie /z 1898 r./.
Niestety zaczyna padać drobny /jak na razie/ deszcz - trzeba włożyć
płaszcz
przeciwdeszczowy - szkoda znów wracać z niczym.
Nie skręcam na Wierchu zgodnie ze szlakiem, idę dalej drogą do Nowicy.
Choć krajobraz zamglony - robi na mnie wrażenie, jakby inny świat -
pasące się
bydło, w oddali dostrzegam kopuły cerkwi, las, pola.
Jeszcze tylko 1,5 kilometra i jestem w NOWICY. Chcę zobaczyć cerkiew
pw. Św.
PARAKSEWY z 1843 r. - chociaż wszystko w tej wsi jest zabytkiem.
Wokół cerkwi
trudno znaleźć dogodne miejsce zrobienia jej zdjęć /parów,
drzewa itp.
przeszkadzają/. Uwagę moją zwraca malowniczy domek na lewo od cerkwi. Obok niego leżą
poprzewracane, połamane
krzyże, pomniki, ich części.
Kartka /najwymowniejszy przekaz/ mówi mi o Fundacji
"MAGURYCZ" i
"NADSANIA", która to fundacja społecznie zajmuje się
remontem
pomników, krzyży na cmentarzach południowo-wschodniej Polski
i
Ukrainy. Biorę dostępny biuletyn, by dowiedzieć się o niej więcej.
Nikogo jednak nie spotykam wokół, by wpłacić te symboliczne
10 zł /o które
proszą - by kupić ich cegiełkę/ na ich dalsze prace remontowe/.
Czas nagli, pada deszcz, jest zimno /a jeszcze kawał drogi przede mną/
-
a więc ruszam dalej - by przynajmniej dotrzeć do schroniska
na Magurze.
A przecież tak wiele tutaj jest do zobaczenia, podziwiania - dawne domy
łemkowskie /w różnym stanie/, dawny budynek biblioteki
/w ruinie/, krzyże przydrożne /jakże wymowne - każdy chciałoby się
utrwalić na
fotografii/.
Pomnik k. Domu Kultury łemkowskiego poety Bogdana Ihora ANTONYCZA /1909-1937/.
Zaczyna mi bić mocniej serce, gdy po zauważeniu tabliczki, idę do
cudownego
źródełka - obok niewielkiej cerkiewki grecko-katolickiej pw
Zaśnięcia MB z 1889
r.
Po raz pierwszy w życiu jestem na miejscu, gdzie wierni innego obrządku
doznają
uzdrawiającej mocy tej oto wody tu wypływającej z ziemi. WIERZĄ w jej
cudowną,
uzdrawiająca moc.
Obmywam twarz, chcę "nasycić" się mocą i siłą uzdrawiającą tej wody
stąd wypływającej.
Ruszam w dalszą drogę - PRZYSŁUP - opuszczone, zaniedbane, zarośnięte
chwastami
cmentarze - stare domostwa.
W oddali dostrzegam cerkiew. Jak do niej dojść?
Cmentarz, gdzie obok siebie leżą ludzie różnych wyznań i
narodowości /POLACY,
ŁEMKOWIE i inni/, gdzie różniło ich wszystko -
religia, obyczaje, ubiory,
kultura - dziś spoczywają obok siebie - w jednakowo zaniedbanych,
zarośniętych
grobach. Żeby tak zgodnie chcieli żyć "żywi" mieszkańcy tej wsi i
wzięli sobie to do serca.
Nie byłoby tutaj tyle nieporozumień.
CERKIEW pw. Michała Anioła /z 1736 r./ najstarsza na trasie dzisiejszej
wycieczki.
Jeszcze tylko kilka zdjęć okolicy. Ciągle pada deszcz - odklejają się
podeszwy
butów /przewiązuję je sznurowadłami, by całkiem się nie
rozleciały/. Idę obok
gospodarstwa agroturystycznego /konie/ i w końcu docieram do schroniska
na
Magurze Małastowskiej.
Dobrze, że szedłem drogą asfaltową czy żwirowaną /leśnymi nie dałoby
się
przejść - tak są mokre i pełne błota/. Chwila wytchnienia, odpoczynku -
trzeba
coś zjeść i napić się czegoś ciepłego. Po posiłku stwierdzam, że dalsza
wędrówka nie ma obecnie sensu. Pracownik schroniska
mówi mi, że nie ma żadnych
połączeń do Gorlic /wszystkie zlikwidowano - radzi iść do wsi MAGURA,
skąd
jeżdżą busy.
Udaję się na PRZEŁĘCZ MAGURSKĄ, gdzie jest słynny cmentarz wojenny nr
60 z
niecodzienną kaplicą.
Może coś się zatrzyma - jakaś "okazja"??? Mam szczęście - Już drugi
samochód się zatrzymuje.
Życzliwy kierowca zabiera mnie nie tylko do Gorlic, lecz jeszcze dalej
do
rodzinnej mojej miejscowości, gdzie mieszka mój brat /z moją
mamą/. DZIĘKI, że
są jeszcze tak życzliwi ludzie. Jestem mu niezmiernie wdzięczny /bo
przecież
wciąż do tego padało/. Znając tutejsze realia, ludzi, obyczaje, dzieje
-
opowiadam o sobie - zaczyna się bardzo przyjemna i ciekawa rozmowa,
która obu
nas wciąga. Kierowca jest ciekaw tutejszych spraw - wydarzeń. Niestety
czas się
pożegnać i rozstać. Kawałeczek drogi i już dom brata - gdzie mogę się
ogrzać,
posilić, wysuszyć, naprawić buty. Na pewno wrócę
znów na łemkowczyznę, by
lepiej poznać jej dzieje, ludzi tu mieszkających. TAM - gdzie
Łemków kiedyś
była ojczysta ziemia, gdzie leżą na cmentarzach ich przodkowie... Może gdybyśmy lepiej ich
poznali, lepiej by
nam się żyło - w zgodzie i pokoju - czego sobie i WAM życzę.
Zapraszam do odwiedzenia mojej galerii zdjęć:
http://www.fototrip.pl/galeria,2253.html