oczyma
córki
Maj.
Chciałam gdzieś jechać.
Najchętniej w góry i to w Tatry. Koniecznie. Potrzebowałam.
Musiałam.
Namówiłam
rodziców do
wyjazdu – co będą w domu siedzieć, gdy Tatry na wyciągnięcie
ręki? ;)
A poza tym – jak można odmówić sobie wyjazdu w
Tatry? ;)) Jednak mama nie
przepada za wędrówkami, a tata nie lubi zakopiańskiego
tłumu, woli włóczyć się
po Beskidach... Jednakże ma jedno marzenie związane z Tatrami
– mianowicie –
wyjechać kolejką na Kasprowy. Po przekonaniu go, że będzie to
główny punkt
wyjazdu ;))), a mamie przypomnieniu, że przecież od szkolnych lat nie
była w
górach – ruszamy! Moim entuzjazmem obdzielę całą
naszą trójkę :)
Góry
– to magia.
Zetknięcie malutkiego człowieka z ich potęgą daje do myślenia. To tu
nabiera
się sił, dystansu do wszystkiego, to podczas wędrówek myśli
się o różnych
ważnych sprawach, pobyt w górach jest dla mnie balsamem dla
duszy, ukojeniem
nerwów; widok górskich stawów,
wodospadów, ośnieżonych szczytów –
niebem dla
oczu. Tu do realizacji celu wystarczy przejść wybrany przez siebie
szlak,
wspiąć się na szczyt – do tej pory nie wiem, co jest lepsze
– zdobycie go czy
zdobywanie... Zwłaszcza, że gdy dojdę do celu i widzę kolejny
drogowskaz –
zmęczenie ustępuje miejsca satysfakcji, a siły do dalszej drogi
pojawiają się
nie wiadomo skąd...
Lubię
czytać o
zdobywcach gór, o ich wyprawach, wyrzeczeniach,
przygodach... Dla mnie jednak
góry to chwilowe oderwanie się od codzienności w
poszukiwaniu piękna przyrody,
radości spotkania obcych, a jednak tak bliskich, innych
miłośników gór. Nie
muszę „zaliczać” kolejnych szczytów, dla
mnie radością jest sam pobyt w górach
czy chociażby spacery dolinami i podziwianie panoram, chociaż nie
powiem –
patrzę na szczyty, myślę o nich i ich zdobywcach...
Zazwyczaj
ze
znajomymi przyjeżdżałam w góry w lecie i zawsze był problem
ze znalezieniem
niedrogiego noclegu. Rodzice proponują zatrzymać się już w
którejś miejscowości
przed Zakopanym, jednakże wkrótce decydują się zobaczyć, co
nas czeka w
mieście. Ku naszemu zdumieniu w samym centrum znajdujemy niedrogi
nocleg i to
praktycznie bez szukania... Właścicielka obiektu, widząc moje trepy,
mówi, że od
razu widać, kto kogo wyciągnął w góry :)
Jest
ładna pogoda.
Szkoda jej marnować – mówi tata –
ruszamy na Kasprowy. W końcu to najważniejszy
cel ;))
Kilka
lat wcześniej
wyjeżdżałam ze znajomymi na ten szczyt, lecz była taka mgła, że nie
było nic
widać...
Ruszamy
pieszo do
Kuźnic. Ku naszemu zdumieniu – wbrew temu, co słyszałam od
znajomych – nie ma
kolejek – ale to w końcu dopiero maj.
Uśmiech
taty w
kolejce – bezcenny :D Dla niego samego warto było jechać :)
Na
szczycie – zima!
Ośnieżone szczyty gór wyglądają oszałamiająco!
Zarówno polskie, jak i słowackie. Po zrobieniu kilku zdjęć
ruszamy dalej w
stronę Przełęczy Liliowe. Chcemy naokoło wrócić do Kuźnic
już na piechotę i
tu... niespodzianka. Zastaje nas burza śnieżna... Uświadamiamy sobie
(jak to w
górach), jaki człowiek jest bezbronny wobec ich potęgi
– wystarczy lawina,
by...
Wreszcie
deszcz nieco ustaje
– wybieramy się jeszcze nad Czarny Staw Gąsienicowy. Deszcz
jednak znów zaczyna
padać, jest mgła – nic tu po nas... Wracamy.
Jesteśmy
jednak
zadowoleni, że byliśmy na Kasprowym, a stamtąd mieliśmy piękne widoki.
W
drugi dzień –
deszcz... No nie... Postanawiamy wybrać się na Gubałówkę,
lecz rezygnujemy. I
tak nie będzie nic widać. Spacerujemy ulicami, aż dochodzimy do
Skoczni. Tata
mówi, że lepiej zobaczyć Skocznię niż nic.
A
nuż się wypogodzi
następnego dnia. Po obiedzie dopada nas drzemka... Odpoczywamy. Po
przebudzeniu
się stwierdzam, że nieco się przejaśniło – rzucam okiem na
mapę i proponuję
spacerek na Nosal. Tata niespecjalnie przekonany do wędrówek
po deszczu także
spogląda na mapę. Spostrzegłszy iż to tylko pół godziny
pieszo od Kuźnic
decyduje, że możemy się tam wybrać. Mama ma dość – buty
jeszcze jej nie wyschły
po burzy śnieżnej z poprzedniego dnia... Ale może w końcu ją
namówię na buty do
wędrówek i w ogóle do samych wędrówek?
:)
Droga na Nosal nie jest trudna, niepokoi mnie tylko pogoda. Czy się utrzyma? Wraz z tatą wychodzimy na szczyt. I wreszcie – delektujemy się chwilą. Jest słońce, wokół otacza nas przepiękna (!) panorama wysokich Tatr! Aż nie chce się wierzyć, że dopiero co padał deszcz... Wracamy oczywiście inną drogą.
W
trzeci dzień zastanawiamy
się nad Słowacją – od lat marzę o zobaczeniu Łomnicy. Okazuje
się jednak, że
jako iż to jeszcze nie sezon – kursuje tam bardzo mało
autobusów, a samochód
został na parkingu przy kwaterach... No nic – to może nad
Morskie Oko albo do
Doliny Pięciu Stawów? Kobieta przy wejściu do Tatrzańskiego
Parku mówi, że jest
tam jeszcze gruba warstwa śniegu... Mama od razu rezygnuje (z powodu
butów...),
taty nie muszę pytać o zdanie – ostatnim razem, gdy byliśmy
nad Morskim Okiem,
powiedział, że nigdy już tam nie pójdzie – ta
asfaltowa trasa wśród tłumów go
nie interesuje.
Co
teraz? Już prawie
południe, a my nie możemy dogadać się, co dalej. Wracamy busem. Trudno.
Kierowca busa widząc, jak tata pręży się, by zrobić zdjęcie
górom, proponuje,
że zatrzyma bus, byśmy mogli wysiąść, porobić zdjęcia, a sam poczeka na
nas
nieopodal... (Nie było innych pasażerów) Super! Przed nami
prezentuje się pasmo
Tatr! Pocztówkowy widok!
Postanawiamy
„zaatakować”
Dolinę Kościeliską. Turystów indywidualnych jest niewiele,
więcej wycieczek
szkolnych. Droga przez tę dolinę to spacer... Tata namawia nas do
odwiedzenia
Smoczej Jaskini.
Po
drodze delektujemy się
jeszcze ciszą i pięknymi widokami znad Stawu Smreczyńskiego.
W drodze powrotnej tata odwiedza jeszcze dwie jaskinie... Mnie i mamy
specjalnie do jaskiń nie ciągnie. ;))
Rodzice
chcą wracać do domu
– są zmęczeni. Pytają, co ja o tym myślę – zgodnie
z prawdą odpowiadam, że mogę
tu jeszcze z tydzień pobyć :) Ale ok – niech będzie
– wracamy – i tak dużo
zobaczyliśmy.
zapatrzeni
w Tatry, a tak się wahali co do wyjazdu :))
Kolejnego
dnia –
tego, którego mamy wracać – rano, gdy wstaję,
widzę, że tata skądś wraca. Robił
zdjęcia... Szkoda nam dnia – myślimy z mamą, że właściwie
mogłybyśmy sobie
wyjechać na Gubałówkę – lecz tata stwierdza
– jedziemy do Kuźnic!
Do
Kuźnic?! Mieliśmy
wracać. Pogoda ładna – słyszę – przejdziemy Szlak
nad Reglami. Chyba „Pod
Reglami” - poprawiam, pamiętając, jak dzień wcześniej rodzice
mówili o
zmęczeniu... Nie - „Nad Reglami” - upiera się tata.
Nie wierzę... ;)
Jesteśmy
w Kuźnicach
– ile przejdziemy, to przejdziemy – co jakiś czas
jest szlak (skrót) do
Zakopanego. Według mapy mamy iść Doliną Grzybowiecką, jednakże ta
dolina
okazuje się podejściem pod górkę. Na szlaku spotykamy
pojedynczych turystów.
Nasz niepokój budzi samotny „turysta”
(???) z... tasakiem (!!!), mówiący sam do
siebie. Wreszcie dochodzimy do znaku, skąd jest zaledwie kwadrans drogi
pieszo
na Sarnią Skałę. Mama nie ma siły, jednak myśl o facecie z tasakiem
wręcz
dodaje jej skrzydeł ;))) I już po chwili obie cieszymy się widokiem z
Sarniej
Skały na Giewont i okolice. Tata oczywiście na szczycie był pierwszy...
Schodzimy,
idziemy
dalej, spotykamy z tej strony dużo więcej ludzi, przy okazji
zauważając, że
wyszliśmy na szczyt łatwiejszą trasą. Ludzie z tej strony są wykończeni
drogą –
pytają – czy jeszcze daleko i czy ciężko. Odpowiadamy, że
coraz bliżej i że
będzie warto :)))
Nieopodal
jest trasa
do wodospadu Siklawy. Namawiam rodziców, by się tam wybrać
– jako że to tylko
pół godziny drogi. Rzeczywiście warto – wodospad
pięknie prezentuje się pośród
wiosennej zieleni (gdy byłam tu kiedyś w kwietniu ze znajomymi
– było to takie
surowe zimne miejsce, nie było zieleni, tylko śnieg).
Busem
wracamy do centrum
Zakopanego, a stamtąd samochodem do domu.
No dobrze – na razie
gór wystarczy. Jak się okazało – tylko do jesieni, kiedy to tata namówił mnie
na Karkonosze (marzył, żeby zobaczyć Śnieżkę i okolice), wręcz przekonując
mnie, że odwiedzenie wodospadów Szklarki i Kamieńczyka – to będzie jeden z
głównych celów naszej wyprawy (oczywiście wiedząc, że uwielbiam wodospady). :)
Ja oczywiście w Tatry
znowu się chętnie wybiorę – wiem, że tata chciałby wyjść kiedyś na Giewont...
Długo mu się przyglądał ze Sarniej Skały :))
I rzeczywiście -
udało się to dwa lata później - Tatry
2011
Dziś
przeczytałam
piękne zdanie o górach, w których jest wszystko:
„Ludzie dzielą się na dwie
grupy – tych, którym się nie wytłumaczy, czemu
ludzie chodzą po górach i tych,
którym nie trzeba tego tłumaczyć”.
:))
Zapraszam
do
odwiedzenia mojej galerii na fototripie http://www.fototrip.pl/galeria,1259.html