WĘDRUJ
RAZEM Z NAMI – TATRY
/Gubałówka, Giewont, Dolina Chochołowska, Grześ/
To
moja czwarta, a
córki piąta wyprawa w Tatry. Za każdym razem staramy się nie
tylko powrócić w
znane nam miejsca, lecz też zobaczyć i poznać nowe.
Jest
koniec września
2011 - córka akurat ma tydzień urlopu i marzy o pobycie
w Zakopanym. Sam też od lat marzę o zdobyciu Giewontu.
Namawiam żonę, by z nami pojechała.
Wyruszamy !!!
ZAKOPANE
- nocleg
załatwiamy niedaleko poprzedniego /blisko dworca PKP
i PKS/ dom dalej niż poprzednio.
Nie
czekając wiele –
po rozpakowaniu bagaży, wyruszamy na miasto.
Będzie
to nie tylko
spacer po mieście, lecz i trening przed dalszymi wędrówkami.
Przez
KRUPÓWKI
/nieodłączny element pobytu każdego turysty/ czarnym szlakiem spod
dolnej
stacji kolejki idziemy obok jej torów na
Gubałówkę.
GUBAŁÓWKA
– tłumy
ludzi, spacerowiczów, pełno przyjezdnych w kawiarniach,
barach,
spacerujących...
Jest
trochę mglisto -
więc widok gór nieostry, a jednak ma swój
niepowtarzalny urok.
Przechodzimy
obok
kapliczki na POLANĘ SZYMOSZKOWĄ i nią wracamy do miasta. Nad naszymi
głowami
przesuwają się krzesełka wyciągu krzesełkowego /choć pustawe -
w sumie to niedziwne, skoro bilet w jedną stronę kosztuje 12 zł.../
Po
drodze odwiedzamy
kościół pw. Matki Boskiej Nieustającej Pomocy
prowadzony przez ojców Jezuitów tzw.
”pod górką”, w którym
górale czy przyjezdni
ślubują wstrzemięźliwość od alkoholu i z reguły go przestrzegają.
Wieczorem
krótki
spacer w pobliżu kwatery – k. teatru WITKACEGO, będącego
w remoncie /czytam cytaty na murze Witkacego/.
Następnego
dnia tj.
wtorek od rana szykujemy się na wyprawę, której celem jest
GIEWONT, a tym samym
dotarcie do KRZYŻA MILENIJNEGO, który na nim się znajduje.
Wczesnym
rankiem spod
dolnej stacji kolejki na Kasprowy Wierch wyruszamy niebieskim szlakiem.
Mijamy
POLANĘ
KALATÓWKI, a w schronisku na POLANIE
KONDRATOWEJ pałaszujemy ciepły posiłek, by wzmocnić siły na
wędrówkę. Na
Polanie Kalatówki nie sposób nie zatrzymać się i
nie zachwycić widokami.
Nie
możemy sobie również
odmówić parzonej kawy, której przyjemny zapach
towarzyszy wszystkim naszym
wędrówkom po górach :)
Wzmocnieni
– idziemy
/wspinamy się/ wciąż pod górę.
Po
chwili
rozpoczynają się piękne widoki tatrzańskiego krajobrazu –
możemy podziwiać
majestat gór.
Coś
wspaniałego!!! Co
za widoki!
Trasa
nie jest
ciężka, jednak najmniejszy wysiłek rekompensują widoki. Ostatnie
podejście na
szczyt Giewontu jest jednak uciążliwe – trzeba zachować
bezpieczeństwo /uniknąć
wypadku/ - przytrzymać się łańcucha.
JEST!!!
TAK!!!
Jesteśmy
na szczycie
GIEWONTU - stoimy obok KRZYŻA, ustawionego
w 1900/01 r. na pamiątkę zmiany wieku /ku chwale Zbawicielowi
– jak głosi
tabliczka/.
Cieszymy
się jak
dzieci – dzwonimy i smsujemy do kilku osób, by
podzielić się tą wiadomością –
robimy sobie zdjęcia – i innym /a oni – nam/.
Trzeba
uważać, by
czyiś aparat, komórka – nie wpadł w przepaść.
Niektóre telefony czy aparaty wydają
się być szczególnie delikatne.
Prawie
godzinę przed
południem /od 11-12/ jesteśmy na szczycie GIEWONTU.
Mamy czas, by nacieszyć się naszym sukcesem i wspaniałymi widokami
naokoło.
Czas
schodzić z powrotem - znów stromo – chwytam się
łańcucha.
Niżej
na rozstaju ścieżek – węzeł szlaków –
zastanawiamy się, którym pójść do miasta
z powrotem.
Wybieramy
– czerwony - prowadzący do Doliny Strążyskiej.
Niesamowite
widoki –
coś wspaniałego – czujemy, co to potęga i majestat
gór.
Ale
oto „Siodło” -
przejście przez załom skalny – którym mamy dalej
pójść.
I
zaczyna się tutaj
jakby drugi świat: pełen zieleni, drzew.
Turysta
idący
naprzeciwko nas pyta, co ma robić jego dziewczyna, która ma
lęk przestrzeni i
wysokości i nie chce dalej iść. Jest wciśnięta w załom skalny, skulona.
Radzę im, by szli dalej, nie patrząc w bok /tylko pod nogi i tam gdzie
blisko
jest skała/, by zaufała partnerowi.
Co postanowili ostatecznie /poszli czy wrócili/ - nie wiem.
Spotykamy
też rodzinę
z 4-letnim chłopcem, którzy jednak wrócili z
powrotem do Doliny - by go nie
przemęczać.
Zaczyna
się nudna wędrówka
przez las – dość uciążliwa, monotonna, mamy teraz przed sobą
widok tylko drzew
i kamieni pod nogami.
Nareszcie
POLANA – i
ścieżka obok górskiego strumyka.
To
DOLINA STRĄŻYSKA.
Jesteśmy
na wylocie
doliny: bus do miasta dopiero za kilkanaście minut.
Postanawiamy
zajrzeć
do „DZIURY” w DOLINIE ku DZIURZE.
To tylko 20 minut w jedną stronę.
„DZIURA”
okazuje się
sporą JASKINIĄ /jak potem wyczytaliśmy ma około 180 m długości, 2
wejścia,
deniwelację - 46 m/.
Jest
pełna opadłych liści, ma prześwit w szczycie.
Doskwiera nam brak silnego światła /kieszonkowa latarka nie wystarcza/.
Próbujemy błyskiem lampy błyskowej, by coś więcej dostrzec.
Niewiele jednak widać – córka wzywa do powrotu.
Idziemy
ulicą Strążyską do miasta.
Udało się!!! Byliśmy tam, gdzie planowaliśmy.
Oto
z oddali widzimy, jak ten Krzyż dumnie stoi na
Górze „Śpiącego rycerza”.
Jeszcze
na chwilę wpadam do „ŻABIEGO DWORU” pełnego
obrazów, rzeźby /wyrabiają też kukiełkowe zegary/.
Wysyłam tuż obok kupon LOTTO /jest kumulacja 50 mln zł/.
Wieczorem
wracamy na kwaterę i nocleg.
Jesteśmy oboje zmęczeni, ale szczęśliwi – i tak kończymy ten
dzień.
ŚRODA
– trzeci dzień pobytu - od rana pada deszcz – a
przecież mieliśmy takie wielkie plany związane z Doliną Chochołowską.
Dopiero
po południu się przejaśnia.
Wyruszamy
więc busem do Siwej Polany /6 zł – bus/, by
dalej pójść pieszo.
Jest pustawo – niewielu turystów – może
przez poranny deszcz??.
Widać
w DOLINIE
CHOCHOŁOWSKIEJ kilka bacówek, sprzedających swoje wyroby
/oscypki bryndze itp./
Jest
też pomnik,
gdzie lądował helikopter z papieżem w 1983 roku, gdy odwiedził wtedy
Tatry .
Chociaż
możemy
pożyczyć rower /2 etapy po 5 zł/ lub kawałek pojechać kolejką
„WITÓW”, jednak
postanawiamy pokonać całą trasę pieszo.
Jest to około 10 km – zajmie około dwóch godzin.
W
schronisku DOLINY CHOCHOŁOWSKIEJ jemy ciepły obiad,
pijemy kawę.
W tym schronisku papież Jan Paweł II spotkał się z Lechem WAŁĘSĄ w 1983
roku i
był na krótkiej wędrówce /papieskim szlakiem tym
pójdzie moja żona – około 1
godzina drogi/.
Stąd w 1938 roku wypuszczono największy balon świata.
Z
córką Moniką idziemy na GRZESIA – to jest około
1,5
godziny drogi w jedną stronę naszym tempem.
Na
dłuższą wędrówkę zabrakło nam czasu, do wieczora
tak niewiele pozostało.
Planowaliśmy więcej, ale tym razem się nie udało.
Po
drodze spotykamy parę z 10–miesięcznym dzieckiem w
stelażu–plecaku, które niosą. Ida przed nami.
Na
Przełęczy Bobrowieckiej widzimy ładne „grzybki”,
mówiące o szczytach górskich na dawnej granicy
polsko–czechosłowackiej.
Granica
kiedyś pilnie
strzeżona przez Wojsko Ochrony Pogranicza - dziś nikt już jej nie
pilnuje -
można przechodzić swobodnie w każdą stronę.
Siadam
na jednym ze
słupków granicznych, zastanawiając się, jak zmieniły się
czasy,
w których żyjemy /po wejściu do Unii Europejskiej/.
W
końcu jesteśmy na szczycie
GRZESIA - niesamowite widoki /szkoda, że mamy tak mało czasu, by
pójść dalej w
góry i wrócić do schroniska inną trasą - może
kiedyś?/
Krzyż
na szczycie
mówi nam, że kiedyś tutaj spotykali się działacze opozycji
antykomunistycznej
/podziemia polskiej i słowackiej/.
Robimy
zdjęcia,
rozmawiamy, chcemy się napatrzeć, by później, gdy
wrócimy do domu – widoki
zostały długo w naszych wspomnieniach.
Wracamy
do Doliny
Chochołowskiej do schroniska.
Jest dość późno – tak niewiele czasu do wieczora.
To już jesień.
Korzystamy
z górskich
rowerów, by wrócić na Siwą Polanę – i
do miasta busem. Córce reguluję
przerzutkę, by nie męczyła się daremnie.
Może
kiedyś wrócimy – jednak Dolinę przemierzymy od
razu na rowerach.
Lepiej poświęcić energię na górską wędrówkę.
Czwartek
– wszyscy się rozchorowali...
Nie dojdą do skutku plany na ten dzień – wędrówka
na STAWY.
Nie ma rady. WRACAMY!!! Córka ma gorączkę.
Na
chwilę zatrzymujemy się w DOBCZYCACH.
Niestety – miasto nie zapewnia ŻADNEGO dojazdu do ruin zamku
czy domu /skansenu/.
Nie ma nawet miejsca na samochód w mieście /wszystko
zajęte/. Brakuje nam
oznaczeń dojazdu i parkingu przy zamku. Nawet wycieczkowy autobus ma
problem,
nie wiedząc, gdzie się zatrzymać na parę minut, żeby wysadzić dzieciaki
i
nawrócić, bo przecież parkingu nie ma.
Robię
tylko kilka zdjęć.
Wracamy
do domu, ale mam niedosyt :) Jak zwykle po
powrocie z naszych pięknych Tatr... tak barwnych i magicznych jesienią.
Zapraszam
do obejrzenia moich
galerii na fototripie:
http://www.fototrip.pl/galeria,2838.html
http://www.fototrip.pl/galeria,2827.html