Cisza,
wokół mnie
spokój. Słychać jedynie tykanie zegarów z mojej
kolekcji, nie wszystkich – parę
jest nienakręcone... Za oknem pada deszcz. Czasem jakiś szum, warkot
samochodu... Miasto zazwyczaj hałaśliwe w tej chwili poraża ciszą.
Doskonały czas na opisanie wygranej w konkursie wycieczki do ZAKOPANEGO.
Rok
2000 – rok przełomu stuleci, nadziei, rok
jubileuszowy, w którym
miały zamilknąć komputery /problem roku 2000 - kto to jeszcze pamięta
??/
*
W
tym roku córka wygrała 3-dniową wycieczkę /dla 4
osób/ do Zakopanego w konkursie antynikotynowym (dowiedziała
się o nim z radia
Blue, którego słuchała w Krakowie). Wygrana
ucieszyła wszystkich -
nieczęsto zdarza się taki łut szczęścia.
Okazało
się jednak, że pobyt /nocleg/ nie jest w samym
Zakopanem,
a dokładnie w Murzasichle. Dojazd na własny koszt. Mimo
wszystko
musieliśmy skorzystać z tej okazji, jako że zapewne drugi raz się nie
zdarzy, a
na pewno żałowalibyśmy, gdybyśmy odmówili sobie wtedy tej
wycieczki. Poza tym
wszyscy poza
mną
mieli być po raz pierwszy w
Zakopanem... więc rozumiem entuzjazm, który im wtedy
towarzyszył.
Wraz
z córkami i koleżanką córek - Bernadką jedziemy w
góry!
Wyruszamy
w piątek rano... Przesympatyczny kierowca
żartuje sobie z wsiadającymi pasażerami...
W radio gra przyjemna muzyka, jednak kierowca podgłaśnia tylko na czas
wiadomości, po czym przycisza radio...
Jedziemy...
Po kilku godzinach na horyzoncie pojawiają
się... One... Góry... Tatry... Niesamowity widok... Słońce
oświetla je
majestatycznie, w jego promieniach lśni śnieg na szczytach...
ZAKOPANE
Na
dworcu mnóstwo pijanych osób zaczepia nas, inni
zaś
namawiają na kwatery. Chcemy dotrzeć do pensjonatu. Dopiero tutaj
dociera do
nas, że przed nami jeszcze kawał drogi... Szukamy autobusu do Brzezin,
a potem
nogi w ruch - jeszcze 2 km przed nami... pieszo...
Od
właściciela pensjonatu „Panorama” dowiadujemy się,
że wygrana obejmuje tylko nocleg (bez wyżywienia), jednak stwierdza, że
wikt
nam zapewni.
Ten
dzień spędzamy w MURZASICHLE, wieś jak wieś,
pustka, ponuro, sezon się jeszcze na dobre nie zaczął, ale wszystko
rekompensuje daleko na horyzoncie widok TATR.
Spacerując
widzimy jednego górala (w góralskim
stroju), który wchodzi do domu kultury.
Drugi
dzień
rozpoczynamy wyprawą do ZAKOPANEGO. Po to tu przyjechaliśmy.
Marzyłem
o kolejce linowej na Kasprowy Wierch /dalej
marzę/.
Córkę
jednak przeraziła rozmowa współpasażerów o
odkręconych śrubach, naderwanych linach — rezygnują z jazdy.
Trudno.
Chcą
iść do MORSKIEGO OKA.
Dojeżdżamy
do Paleśnicy i w drogę.
Droga
asfaltowa, strasznie długo się nią idzie
/podobno 15 kilometrów/ - nie spodziewaliśmy się tego wtedy.
Gdy szedłem tą
drogą dawniej, była o 1/3 krótsza. Wokół
góry /niektóre ośnieżone/, mijamy
WODOGRZMOTY MICKIEWICZA /wodospad/.
(tu
zdjęcia Wodogrzmotów już robione w drodze
powrotnej)
Córki
idą przede mną,
co bym mógł uchronić je od potencjalnego ataku złodziei.
Cóż z tego, skoro omal
sam padłbym ich pastwą - w ostatniej chwili wyczułem złodzieja obok
mego
plecaka.
W tłumie nieznanych sobie ludzi ich nie brakuje.
Idziemy
asfaltową
ulicą i z niedowierzaniem patrzymy przez lornetkę na ludzi, idących
szlakami
tuż przy szczytach gór... Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że
też tam się
znajdziemy i to już
w niedługim czasie.
Docieramy
do
Morskiego Oka. Odpoczywamy, robimy zdjęcia...
Czas
pomyśleć nad
drogą powrotną, przecież nie będziemy szli tą samą trasą... Skręcamy na
szlak
do Doliny Pięciu Stawów. Idziemy przez Kępę /1683 m n.p.m./
i Świstową Czubę
/1763/. Przepiękna trasa.
Nie
byliśmy wcześniej w wysokich górach, to tutaj
przekonaliśmy się, jak należy być przygotowanym na taką eskapadę.
Kamienie,
ostre podejścia, zejścia, w głowie się kręci, oddycha się trudniej -
osłabieni,
wycieńczeni docieramy do schroniska.
Posilamy
się, jest jednak pochmurno, wietrznie,
myślimy o noclegu w schronisku. Jednak postanawiamy wracać Doliną
Roztoki z
turystami z Opola do Paleśnicy i przez Zakopane na nocleg
znów do Murzasichle.
Trzeci
i ostatni dzień - wyjeżdżamy z
Murzasichle. W Zakopanem spacerujemy
Krupówkami.
Ze
starszą córką wyjeżdżamy kolejką linowo-torową na
GUBAŁÓWKĘ. /Zwracam uwagę obsłudze na awanturującego się
mężczyznę w wagoniku
kolejki – niewiele to pomaga/.
Wyjeżdżamy
z
Zakopanego. Dla córek i ich koleżanki był to pierwszy raz w
Zakopanem.
I pierwszy raz wycieczka w takim składzie. To, co pozostało z tej
podróży poza
zdjęciami i wspomnieniami to fascynacja córek górami... Do
tej pory chętnie tam
wracają... tyle że do Zakopanego. Z koleżankami, kolegą, narzeczonym...
Ale to
już inne historie, których atmosfery, klimatu i wszystkiego,
co się na to
składa, nie jestem w stanie opisać. To ich przeżycia i przygody. Może
kiedyś
któreś z nich to opisze...
***