Spotkanie
po latach
WADOWICE - LANCKORONA – OSADA - SKAWINA
Chociaż marzyłem od czasu do
czasu, by spotkać się znów z niektórymi znajomymi z dawnych lat to nie
spodziewałem się, że to jednak nastąpi. Aż do teraz... Dzięki portalowi
internetowemu „nasza klasa” odszukał mnie kolega ze szkolnej ławy, z którym
kontakt straciłem... 29 lat temu. To szmat czasu.
Chociaż różniliśmy się wiekiem, charakterem i zamiłowaniami,
to jednak połączyła nas wspólna nie tylko ławka, ale też
wspólnie spędzone
godziny nauki, opracowania różnych wykresów,
prac. Byliśmy jak najlepsi
przyjaciele, wciąż razem.
Po raz ostatni spotkaliśmy się w 1979 r. Ja wyjechałem z
Krakowa ze względu na mój ożenek z moją obecną żoną.
Zdziwiony
zauważyłem „zaproszenie do znajomych” na naszej
klasie od Jerzego.
Odpowiedź mogła być tylko jedna
– na tak. I co jeszcze?
Jerzy zaprosił mnie, by go odwiedzić w jego wiejskim domku, gdzie
panuje
spokój, cisza, a wokół rzeka, ryby i grzyby...
Wahałem się bardzo – różnie to
bywa po tylu latach ze znajomościami, czasami urywają się bez widocznej
przyczyny.
Wreszcie się zdecydowałem, jadę!
Jest
upalny
sierpniowy dzień roku 2008 /Kraków –
Płaszów dworzec PKP/.
Na dworcu PKP około 800 włoskich pielgrzymów z pociągu
przesiada się do
autobusów, udając się do Częstochowy. Czekam. Nawiązuję
rozmowę z małżeństwem z
Czech, mówimy o zmianach po wejściu do Unii naszych państw.
Następuje awaria pociągu (podmiana). Jadę. Obserwuję krajobraz,
zmieniający się
jak w kalejdoskopie.
Konduktor mówi – że już – następny
przystanek to jest to.
Wysiadam
w P. -jestem
sam / przystanek bez dworca, niedawno utworzony/.
W sklepiku dowiaduję się, że już tu – 100 metrów
za krzyżem przydrożnym mieszka
mój dawny znajomy.
Z daleka dostrzegam kolegę, oczekującego na mnie /nie był na dworcu,
gdyż
myślał, że przyjadę następnym pociągiem/.
Wzruszony, pełen obaw, z nogami ciężkimi jak z ołowiu idę - zbliżamy
się do
siebie.
Witamy się, ściskamy. Zaprasza mnie do swego domu.
Tak doszło do naszego spotkania po 29 latach....
Gawędzimy,
powoli
nawiązujemy rozmowę. Mam donośny głos, jestem niecierpliwy, jak on to
odbierze,
nie będzie zły na mnie?
Wieczorem
robimy
sobie mały spacer do górującego nad okolicą kościoła w
Lenczach /obok szkoła/.
Nocleg
mam w pokoju,
w którym zazwyczaj mieszka studiująca córka
gospodarza.
Zaprzyjaźniam się z psem i kotem Jerzego. Pies bokser naprawdę wygląda
i jest
groźny.
Tak minął pierwszy dzień naszego spotkania.
Chcę
przy okazji
poznać najbliższą okolicę. Mimo zapewnień kolegi, że chętnie mnie
odwiezie,
chcę sam udać się do WADOWIC - miejsca urodzin Karola Wojtyły
/polskiego
papieża/.
Żona
kolegi szykuje
mi na drogę kanapki, jajka, Jerzy odwozi mnie do Lencz –
dalej pojadę busem.
Z
okien busa
dostrzegam pełno domostw robiących buty czy sprzedających artykuły do
ich
wyrobu /produkcji/.
WADOWICE
— Rynek –
pierwsze, co rzuca mi się w oczy, to widok fontanny na rynku /jest
piękna/.
Po
chwili zauważam
Bazylikę, w której ochrzczono i modlił się przyszły papież -
Karol Wojtyła.
Jest
piękna,
wszędzie czysto, zarówno na zewnątrz jak i wewnątrz. Modlę
się, zwracam uwagę
na drewniany posąg papieża w nawie głównej, chrzcielnicę,
relikwie ojca Pio,
przy kaplicy Matki Bożej liczne wota.
Razi mnie tylko stoisko z książkami i pamiątkami wewnątrz kościoła w
nawie
bocznej. Trochę ten brzęk monet nie przystoi, nie na miejscu...
Zwiedzam
dom rodzinny Papieża, miejsce, gdzie się
wychował. Oglądam kołyskę, w której spał, gdy był mały,
oryginalny piec kaflowy
i inne pamiątki: narty, szaty liturgiczne...
Wychodzę
- trzeba koniecznie
spróbować kremówki papieskiej /2,5 zł/-może być.
Gimnazjum
do którego uczęszczał, klasztor Kamedułów
Bosych.
Chcę
wybrać się trasą, którą chodził w dzieciństwie
młody Karol.
Niebieski
szlak prowadzi na Leskowiec, ja jednak skręcam żółtym na
Inwałd. Idę przez Łysą
Górę, Bliźniaki, Ostry Wierch. Czytałem wcześniej o tym.
Męczę się, pot zalewa oczy, spływa z czoła, brak wody daje we znaki...
Każda
kropla wydaje się być na wagę złota. Duszno.
Inwałd
- chcąc zdążyć na bus do Lencz, rezygnuję z
wyprawy do parku Miniatur — szkoda /kiedyś może będzie mi
dane i ten park
zwiedzić?/
Wracam
pociągiem do Wadowic. Idę ulicami miasta. Znów rynek, tym
razem odwiedzam
Muzeum /wystawa — Wadowice w latach młodości papieża, lata
dwudzieste,
trzydzieste/. Można wszystko dotknąć, fotografować.
Obok
kościoła /Bazyliki/ znajduje się pomnik papieża,
spod którego laski spływa woda. Turyści na jego tle robią
zdjęcia, nabierają
wodę do naczyń, obmywają twarz. Wokół pełno
kwiatów.
Ja
wracam na dworzec Busów — czas na
powrót.
Prowadzimy długie nocne rozmowy z kolegą – jego żona jest w
pracy...
Trzeci
dzień pobytu rozpoczął się od dłuższej rozmowy
z żoną Jerzego.
Po obiedzie idzie ona do pracy, zaś do nas dołącza ich córka.
Jedziemy samochodem do LANCKORONY. Oglądamy zabytkowy rynek, robimy
wspólne
zdjęcie i już jest czas na zamek Mikołaja Zebrzydowskiego /a raczej
jego
ruiny/.
W
drodze na zamek mijamy
kościół, powoli nawiązuję rozmowę z córką kolegi,
mówi ona o obrazie na
kościele. To przecież krzyż z cisowego drzewa, na którym
chciała powiesić się
służąca starosty upuściwszy dziecko, którym się opiekowała.
Jednak nic się nie
stało - dziecko upadło na krzaki.
To
nie
koniec wyprawy na dzisiaj. Jedziemy do Woli Radziszewskiej, gdzie
studenci
archeologii UJ chcą odtworzyć osadę sprzed 5tys. lat /epoki brązu/.
I
żyć w niej, wykonywać wszelkie prace metodami
/narzędziami/ tamtych lat. Niezbyt nam to się uśmiechało. Może im to
się uda –
są to przecież pasjonaci.
Wracamy
do domu, robimy krótki spacer nad rzekę,
wspominamy dawne lata i te, które minęły, gdy każdy z nas
wybrał swoją drogę
życiową.
Kolegi
Jerzego na pewno trudniejszą, gdyż strajki,
rozruchy, które były w Nowej Hucie na porządku dziennym,
mocno dały mu w kość.
Swoje plany życiowe /studia, mieszkanie/ wielokrotnie musiał zmieniać.
Nadchodzi dzień, kiedy wypada już nie naprzykrzać się gospodarzowi i
jego
rodzinie. Do południa rozmawiamy, ja chcę wpaść na krótką
chwilę do Skawiny.
Tam też spędziłem pewien okres mego życia.
Z
kierowcą busa prowadzimy rozmowę prawie zawodową -
przetwory spożywcze.
SKAWINA.
Wysiadam na dworcu PKP. To tutaj przed laty
kiedyś po raz pierwszy Ją spotkałem. Siedziała na ławce po prawej
stronie
/miała wtedy 15 lat, a ja 18/.
Oglądam
rynek i ratusz. Nie byłem tutaj z 10 lat. Jak
zawsze odwiedzam cmentarz rodziny B. Wtedy był tylko grób
jej ojca. Nie znałem
go osobiście, jednak byłem bezpośrednim świadkiem, obserwatorem tego,
co się
dzieje, gdy umiera ojciec rodziny, jedyny jej żywiciel. Nie rozumiałem
wtedy
dobrze tego, co się dzieje. Tamtych wahań, rozterek. Nie byłem w stanie
podjąć
słusznej /dobrej/ decyzji. Może nie wiedziałem wtedy, co naprawdę jest
ważne.
Po
latach dopiero lepiej to rozumiałem. Zmiana planów
życiowych /Tragiczne/, jak postąpić, by dzieci miały co jeść, za co się
uczyć???
Ja
jednak zrozumiałem to za późno – zamiast
wrócić,
starać się jakoś powstałą sytuację wyjaśnić, tylko odesłałem pożyczony
sweter z
Bielska-Białej zamiast osobiście go odwieźć. A i potem mogło to się
inaczej
potoczyć. Ale to dawne dzieje.
Dziś
przy boku męża spoczywa jego żona, z którą wiele
rozmawiałem. Chciałbym, by nie miała mi za złe tamtych zdarzeń. Zapalam
znicz,
modlę się w ich intencji, za ich dusze. Czy kiedyś będzie dane mi
znów tu
wrócić?
Kościół
pw. Miłosierdzia
Bożego — jest duży, od dawna chciałem go zobaczyć od wewnątrz.
Niebieskim
szlakiem udaję się do granic miasta /Skawiny/. Jest duszno, parno, a
dalej
nieciekawie. Wracam bez celu, spokojnie, wreszcie dostrzegam ten piękny
park,
który widziałem przed laty. Jest przepiękny. Spaceruję,
robię zdjęcia.
Zdjęcia
parku są zaprzeczeniem tego, że w Skawinie nie
ma nic ciekawego - przecież to jest TO — Park, Skawinka.
Dla
mnie
Skawina to nie tylko miasto, to też ludzie, z którymi dane
było mi się zetknąć.
Wracam
do
domu po tylu, myślę że dobrze przeżytych, dniach.
Jestem szczęśliwy, cieszę się spotkaniem, pogodą, która
była, spotkanymi
ludźmi.
Włączam
internet — dziękuję Jerzemu, jego żonie, córce
za poświęcenie mi czasu, miłe przyjęcie, kłopot.
Dzisiaj
mi odpisał... Może i mnie odwiedzi, będzie
rewizyta... Daj Boże.